To nie była żadna debata tylko prezentacja. Ale skoro wszyscy uczestnicy wyrazili zgodę na taką formę to trudno.
Do omawiania jest niewiele, ale omówić warto.
Zacznę od tego, że wszyscy kandydaci są równi (podobno).
Jak pokazała telewizja dla żartu nazywana publiczną bo już burdel jest bardziej publiczny od państwowej telewizji. Co „debata” jasno pokazała tym którzy do tej pory mieli złudzenia.
TVP zorganizowała „debatę”, uzgodniła ze sztabami jej formę i po uzgodnieniach przystąpiono do realizacji.
Sztab Pana Komorowskiego (tak go będę nazywał, bo jako kandydat jest Bronisławem Komorowskim a nie Prezydentem) zdecydował że ich kandydat nie będzie brał w „debacie” udziału. Jest to wyraz arogancji i lekceważenia nie tylko konkurentów, ale głównie wyborców.
Wolno mu. Nie ma przecież obowiązku brać udział w kampanii jeżeli nie chce.
Wyborcy to zobaczyli i jakieś zdanie na ten temat mają. Jedni pomyśleli że się przestraszył, inni pomyśleli że sztab się obawiał że znowu palnie jakieś głupstwo, jeszcze inni że ich zlekceważył. Są też i tacy którzy twierdzą że dobrze zrobił. Ale oni i tak już byli jego zwolennikami więc cokolwiek powie czy zrobi będą mówili że tak właśnie trzeba.
To jednak nie koniec. I tu dochodzimy do tej równości wszystkich kandydatów.
Panu Komorowskiemu dyskomfort proponowanego udziału w „debacie” telewizja zrekompensowała wywiadem przed „debatą”.
Pan Komorowski mając do dyspozycji wyselekcjonowanych dziennikarzy zasiadł wygodnie w fotelu i zaczął mówić jak to on, tonem ojca narodu.
Szybko zmieniłem program bo jak Pan Komorowski nie zamierza stanąć z w szranki jak równy z równymi to ja nie mam zamiaru słuchać jego ekskluzywnego wywiadu.
O innych uczestnikach nie będę opowiadał bo nie o „debatę” (choć to nie debata tylko prezentacja była) a o równość kandydatów mi chodzi.